Koniec XIX wieku, Anglia. Siedemnastoletni Charles Henry Stevens zapada na gruźlicę. Odwiedza lokalnych lekarzy, lecz ci nie potrafią mu pomóc. Nie ma w tym nic dziwnego, przecież zanim ludzkość odkryje antybiotyki minie jeszcze trochę czasu. Jeden z medyków poleca jednak nastolatkowi podróż do południowej Afryki, gdzie panuje lepszy klimat i szanse wyzdrowienia wzrastają. Charles, nie mając nic do stracenia, postanawia skorzystać z tej rady i dociera na tereny dzisiejszego Lesotho. Spotyka tam szamana z miejscowego plemienia Zulu. Ten leczy go naparem przygotowanym ze skruszonych korzeni lokalnej rośliny. Chory Charles pije ten eliksir dwa razy dziennie, zgodnie z zaleceniem. Już po pierwszym dniu wymyśla dla niego subtelną nazwę: okropnie wyglądająca masa. Forma podania wymaga faktycznie dopracowania, jednak właściwości lecznicze są wprost doskonałe, jak stwierdza Stevens, który po trzech miesiącach kuracji, w pełni zdrowy wraca do rodzinnego kraju… Brzmi jak początek książki przygodowej? Nic bardziej mylnego, to początek prawdziwej opowieści o tym, jak cały świat poznał lecznicze właściwości pelargonii afrykańskiej….CZYTAJ DALEJ